środa, 3 sierpnia 2011

Royal Bank of Scotland here for you

Im dłużej to trwało tym bardziej przestawałam wierzyć w dobre zakończenie. Otrzymanie karty do konta w Royal Bank of Scotland miało potrwać tydzień. Ale z bankami różnie bywa. Dlatego właśnie darzę banki uczuciem nieprzychylnym i jest to stanowisko ugruntowane od dłuższego czasu. Bankowa wzajemność w tym względzie jest natomiast sprawą zupełnie świeżą.

Wyobraźcie sobie, że w świecie internetowych przelewów, lokat na telefon, szalejącego kursu franka i innych bankowych zawiłości, w małej wiosce Lady Bank, w dalekiej Szkocji, znajduje się oddział Royal Bank of Scotland, w którym pośpiech nie istnieje. Każdy by chciał tam pracować, bo zaczynają o 9, a kończą o 12. Na dodatek mają środy i weekendy wolne.

Wszystko zaczęło się dawno temu i właśnie w Szkocji. Szalony farmer Charli zawiózł mnie w gumowcach, w przerwie obiadowej, do wspomnianego banku w miejscowości Lady Bank celem założenia konta. Jako niewykwalifikowanemu pracownikowi sezonu ogórkowego odmówiono mi wydania karty debetowej. Ale kiedy sensem życia jest stawka godzinowa, urodzaj bobu na polu i fajki na kolejny dzień, wtedy naprawdę karta nie ma znaczenia. Wyjeżdżając, za radą emigracyjnych wyjadaczy, zostawiłam na koncie jednego pensa, myśląc, że może jeszcze wrócę. Lata minęły (boże jak to brzmi), a z jednego pensa na koncie zrobiły się trzy, o czym bank informował mnie regularnymi wyciągami wysyłanymi do Polski. Musieli się nieźle denerwować tymi wyciągami i właśnie odegrali się na mnie z kretesem.

Przyjeżdżając do Preston trudno było uciec od myśli, że to taki trochę powrót, że przez te kilka lat sprawy poszły do przodu i tym razem jestem tu bez pracy, ale z pieniędzmi, co brzmi niemal jak pomysł na życie. Konto faktycznie znowu się przyda, myślałam sobie sentymentalnie. Przecież przy zmiennych kursach funta stabilniej będzie zrobić jedno przewalutowanie i zarządzać budżetem funtowym niż złotówkowym. Radośnie i wesoło, jeszcze w maju, tuż po przyjeździe, wybrałam się do lokalnej placówki Royal Bank of Scotland. Wszystko po to by uruchomić bankowość elektroniczną, zamówić kartę i wpłacić moje cenne funty na moje stare dobre konto. Royal Bank of Scotland here for you i to wtedy po raz pierwszy obiecali mi kartę na za tydzień.

I tak zaczęły się systematyczne wizyty w banku oraz telefony, którymi nękałam pracowników, próbując zmobilizować ich do ściągnięcia mojej karty ze szkockich rubieży. Poznałam chyba wszystkich bankowców z dwóch oddziałów, które były w sprawę karty zaangażowane. Większość poznaję po głosie, gdy rozmawiamy przez telefon, przestali sprawdzać mój dowód gdy wypłacam pieniądze w kasie. Przestali się też pytać, czy mam kartę i potrafię korzystać z bankomatów.

Po dziewięciu tygodniach karta trafiła wreszcie w moje ręce i nie wiem kto odetchnął z większą ulgą, ja czy Damienh który był ostatnim koordynatorem misji karta.

Niestety pin wysłali osobną przesyłką i jeszcze nie wiem, na jaki adres.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz