piątek, 29 lipca 2011

no children, remember

Więc już mam trochę dość angielskich radiowych poranków, quizów, przepisów na bakłażany, których nigdy nie zrobię oraz informacji o korkach na bajecznych pięciopasmowych autostradach. Już słucham sobie Gaby Kulki i chodzę bocznymi uliczkami, żeby było lepiej słychać gitarowe tło z jakże dobrej płyty Młynarski Plays Młynarski.

Na pożegnanie ginekologii dostałam komplet pieczątek, serdeczny uśmiech i dobrą serdeczną radę - no children, remember. To chyba dlatego że litry krwii zalały nowe buty pani konsultant. No ale w sandałach do porodu?

W domu trochę ruchu, przybyła nowa współlokatorka, a za kilka dni wyrusza w świat indyjka o imieniu którego jednak nie udało mi się zapamiętać, . Szerokiej drogi, może wreszcie nikt nie będzie zakręcał mi ciepłej wody. Bo różnice międzykulturowe w takich sytuacjach są trochę mniej fascynujące, raczej bezwzględnie utrudniają życie. Chyba wyglądam marnie, bo pakując się chciała mi zostawić pół paczki musli. Ale dzisiaj w polskich mediach mówi się dużo o raporcie w sprawie Smoleńska i polakach bez honoru, więc postanowiłam wziąć na swoje barki ciężar polskiej egzystencji, poćwiczyć trochę z tym honorem i zrezygnować z musli. W wywiadzie z dziennikarzem Najsztubem pisarz Stasiuk powiedział, że nazwie swojego czarnego barana Smoleńsk. Jak ktoś Stasiuka jeszcze nie czytał, to mógłby to być jakiś argument za.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz